Zdjęcie, które widać, zrobiła Ki.
Po pierwsze, słowa mnożą się i odbijają w coraz to nowych lusterkach, kiedy nimi poobracać: Środek okręgu, złoty środek, środek czyli wnętrze. Środki odurzające, środki nasenne, środki owadobójcze. "Nie przebierał w środkach" - a właściwie dlaczego NIE przebierał? Przecież miał w czym! Wiec po drugie, zrobiłam sondaż wśród znajomych na Fejsbuku. I pierwszy komentarz trafił w sedno (czyli w środek): "Hmm... no miejsce w którym jest dużo różnych środków i można w nich przebierać". Właśnie tak!:)
poniedziałek, 7 listopada 2011
Spacer po raju
Początek listopada, tajemniczy i słodki. Czas Świętych i Tych, Co Odeszli, czas liściastych kobierców na cmentarzach, wczesnych a złotych zachodów słońca i czas spacerów. Samotnych, dobrych. Jeszcze lepszych - w towarzystwie. Opowiem o dwóch, które mi się przydarzyły. Pierwszy był z El. Obudziłyśmy się u niej, zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy do Ogrodu Saskiego, zabierając ze sobą moich "Romea i Julię". Rozsypująca się, czerwona książeczka znów mi ostatnio towarzyszy, bo dorośliśmy wreszcie z Hodowlą Szczeżuchy do Shakespeare'a. Tym razem urok jej posłużył sesji fotograficznej. El pozowała, czytała po cichu i na głos, ja robiłam zdjęcia, stając się dumną autorką pierwszego posta na Elinym blogu. Potem rozmawiałyśmy. Tak pamiętam ten dzień: czerwona książeczka na przekór temperaturze, nasza wiara i dobre chęci na przekór trudom życia. Da się! Naprawdę, nawet, jeśli efekty nie są olśniewające, watro wyjść, warto mówić i wierzyć. Drugi spacer był wczoraj. W złoty, niedzielny poranek pojechaliśmy dwunastką do Kampinosu i spędziliśmy tam dzień. I wierzcie lub nie; można w listopadzie jeść na mchu drugie śniadanie! Można robić coś razem pomimo różnic oczekiwań, można usłyszeć, jak płynie prąd, można tańczyć w parach na ścieżce przy mambo puszczonym z komórki, i można urządzić wieczór poetycki w oczekiwaniu na autobus... Zresztą, jeszcze kilka rzeczy okazało się możliwymi tego dnia. Ki, idąc przy mnie ścieżką, powiedziała: "Nie trzeba więcej, to jest raj!" Na co ja: "To nawet lepiej, niż raj, bo tam były tylko dwie osoby a tu jest dwanaście". "Nie - usłyszałam -bo to jest ten Raj, który b ę d z i e". A kilka godzin później ojciec M. w kazaniu powiedział nam własnym rytmie w wędrowaniu. Tempo, które jest tylko moje, które zna Bóg, jedyne odpowiednie i dobroczynne. Tak łatwo je zagubić, próbując dogonić oczekiwania czyjeś lub własne. Tymczasem może trzeba powolutku, smakując, wdychając bez lęku obietnicę Raju, która codziennie jest nam dawana.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
siedzę i płaczę z tęsknoty za Rajem!
OdpowiedzUsuńA ja tęsknię za WAMI ! Choć z pięknego także rajskiego Trójmiasta,
OdpowiedzUsuńale tęsknię...