piątek, 29 kwietnia 2011

Niekończąca się Niedziela

Chrystus Zmartwychwstał więc i dziś już szósty dzień, jak trwa "święty dzień". Niby piątek, ale nie piątek, po prostu kolejny dzień Oktawy Wielkanocnej, ciąg dalszy Pierwszego Dnia, dnia bez końca. Dziś rano pomyślałam sobie, że tak kiedyś będzie; dzień bez końca, bez zmierzchu, bez jakiegokolwiek załamania niekończącej się radości. Na to czekamy, to mamy obiecane, nic więc dziwnego, że Kościół urządza sobie takie ośmiodniowe świętowania - trzeba się wprawiać. Wszystko zaczęło się w sobotę wieczór i przyznam, że zyskałam w tym roku całkiem nową perspektywę wydarzenia, jakim jest Noc Paschalna. Zamiast bowiem śpiewać w scholi, z widokiem na ołtarz, prezbiterów, znajomych w albach i dziesięcioro chrzczonych tej nocy baranków młodych, siedziałam z samego tyłu, na schodkach. A nawet - pierwszy raz - poczekałam na zewnątrz aż ojciec Mirosław poświęci nowy Paschał i weszłam do kościoła za jego płomieniem. Co zobaczyłam? Sklepienie kościoła św. Jacka w blasku ognia trochę nierzeczywiste, bluszcz spuszczający się z góry, niczym w pałacu Tolkienowskich elfów, morze ludzi, radosnych, czekających, świątecznych. A potem Noc prowadziła nas od jednego triumfu do drugiego: Exultet, liturgia czytań, chrzest, modlitwy, wreszcie Eucharystia, procesja wokół kościoła, no i ten cudny, dumny hymn Te Deum, który śpiewa się stojąc twarzą w twarz z Chrystusem obecnym w monstrancji na ołtarzu - a wszystko powoli, powoli... i pięknie tak, że się wie, że się tego nie ogarnie, nie spamięta, można tylko, w szczęściu i w znużeniu, siedząc na schodkach, spijać słodycz małymi łykami. Liturgia skończyła się około godziny pierwszej, by dać miejsce bardziej spontanicznym wybuchom wielkanocnej radości (chyba bardziej w tym roku spontanicznym, niż zwykle) i ta radość trwa sobie do dzisiaj i potrwa jeszcze o wiele, wiele dłużej. Wracając jeszcze do Tolkiena a raczej do jego adaptacji: ktoś powiedział, że film "Powrót Króla" od połowy stanowi serię zakończeń. Dodałabym, że triumfalnych zakończeń (rzadko płaczę na filmach, a na tym nawet mnie się udało).
Nie bedę zamieszczać tu linków do filmu, pewnie jeszcze gdzieś są te fragmenty, porozrzucane po Youtubie, mozna sobie poszukać. Zamieszczę dwa inne: Pierwszy - do utworu, który podobnie eskaluje radość; kiedy zdaje się, że nie mozna już więcej, okazuje się, że to dopiero początek. Serdecznie namawiam do słuchania, ale uwaga; utwór należy do tych, których nie da się puszczać w tle, trzeba  w y s ł u c h a ć.
Drugi link  - do naszej radości paschalnej, po-liturgicznej, czyli do Poloneza Paschalnego 2011.
Co jeszcze? Radosnych Świąt powrotu Króla! Wciąż trwają, pijmy je, smakujmy... On naprawdę zmartwychwstał
i działa.
Siedem Pieśni Marii - Zmartwychwstanie
Polonez Fretowy

1 komentarz:

  1. Świętujmy! Niech Ten Dzień się nie kończy! Zmartwychwstanie Pana naprawdę daje Nowe Życie, och rety :).

    Pieśń Marii zabiła mnie już w zeszłym roku, nie wiem, czy pamiętasz, że wysyłałaś ją w mailu do nas po tym pamiętnym weselu pod Ostrołęką :). Tak wszystko, wszystko pamiętam z tamtego czasu, i jeszcze ta Pieśń, że zaczynam łkać od pierwszych taktów.

    OdpowiedzUsuń