piątek, 6 maja 2011

Wiosenny swing z dziadkami

Trochę brakuje mi słów, żeby opowiedzieć o tym, gdzie trafiłam i co robiłam wczorajszego wieczoru. Niemniej - spróbuję, bo po prostu nie mogę nie napisać a Przebieralni Środków o genialnym środku, który wynalazł klub Tygmont tej wiosny (a może wynalazł go wcześniej, tylko ja o tym nie wiedziałam?). I który, (mam nadzieję!) długo jeszcze będzie tam kultywowany. Bo spełnia moje marzenia o potańcówce radosnej, międzypokoleniowej, uroczej i interpersonalnej. Już tłumaczę: Większość znanych mi imprez klubowych to kompletne fiasko z towarzyskiego punktu widzenia. Z głośników wypływa przygłośna papka, pracowicie miksowana przez didżeja tak, żeby ewentualne wspomnienia znajomych kawałków zatuszować, upodabniając do pralki automatycznej na pełnych obrotach i żeby, jak to tylko możliwe, utrudnić kontakt werbalny tym, którzy akurat próbowaliby go w tym miejscu uskuteczniać. Tymczasem wczoraj w Tygmoncie... Balsam na moje serce! Jazzband grający na żywo, w oszałamiającej części złożony z muzyków po sześćdziesiątce, stoliki (z przemiłą obsługą!) bezpośrednio sąsiadujące z parkietem (co sprzyja proszeniu do tańca nieznajomych pań - praktyka szeroko stosowana, nie tylko przez dziadków), na którym to parkiecie, jak i przy stolikach - pełen przegląd trzech pokoleń swingujących par! I - trzymajcie się - wszystko to za darmo (nie licząc drinków tudzież nieodzownej przy tym tempie wody) w każdy czwartek w klubie Tygmont. Tak więc, miłośnicy jazzu, miłośnicy Caro Emerald, spódnic z halkami (moja czerwona sukienka nareszcie znalazła idealne tło) tudzież starych amerykańskich filmów - zapraszam Was na plan filmowy! To się dzieje naprawdę i osobiście zamierzam spędzić w tym miejscu niejeden czwartkowy  wieczór...  A w którymś momencie podszedł do nas jakiś pan, nota bene Holender, pytając, czy mogłybyśmy wskazać mu klub ze współczesną muzyką, i czy w ogóle takie są w tym mieście? Cóż, jak na rodaka Caro, rozczarował mnie, ale mam nadzieję, że i on spędził miły wieczór... dokądkolwiek poszedł.
Zdjęcie mojej znajomej (moje, z komórki, nie wyszły), na zdjęciu inni moi znajomi. Nie ma to, jak znajomi;)

4 komentarze:

  1. Marto miło Cię widzieć w świecie blogosfery :)
    Kolorowo tu u Ciebie i bardzo radośnie. Świetnie się Ciebie czyta :) Właśnie zyskałaś nową fankę. Pozdrawiam gorąco, Ula Ś.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Dzięki, Ulu! Bardzo mi miło i jesteś tu zawsze mile widziana. Czuj się, jak u siebie w przebieralni!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo tu fajnie;-)
    pzdr.
    Gosiux

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm...to brzmi doprawdy zachęcająco! :D
    Jaka szkoda że to dla mnie ostatnie 2 tygodnie przed regularną bitwą o zaliczenie roku ;$ -Taki wypad będzie się nieuchronnie łączył z wyrzutami sumienia...
    jednak ten czwartek wydaje się byc jak najbardziej realny...zwłaszcza jeśli uda mi się wprosić do któregoś z moich Miłych Przyjaciół na nockę w Stolycy ;)

    OdpowiedzUsuń