niedziela, 29 maja 2011

Jaśmin na niebie i lampa oliwkowa

Dziś będzie romantycznie. Nie może być inaczej, bo nadszedł czas wiosenno-letnich, ciepłych nocy i słowików (ostatnio opanowały krzaki przy wejściu do metra Centrum! Dzielne jakie!). No, i zaczęła się odurzająca symfonia zapachowa, w której przodują, jak co roku: jaśmin i oliwka. Kilka słów na temat tych miłych roślinek.
Najpierw odkryłam jaśmin; było to w zamierzchłych czasach, owianych młodzieńczą głupotą i tendencją do mityzacji wszystkiego. Jaśmin otrzymał status krzewu mitycznego i symbolu miłosci (obok nocy czerwcowej, nowiu księżyca etc.)  z kilku racji: Po pierwsze, pojawia się na przełomie wiosny i lata, i jako taki jest dzieckiem tych dwojga (wiosna i lato występują tu w roli stęsknionych kochanków). Po drugie, mimo, że rośnie za niejednym sąsiedzkim płotem, ma w sobie nutkę egzotyczną, orientalną, już to ze względu na Pieśń nad Piesniami, już to dla Kleopatry, która olejkiem jaśminowym kazała nasączać nie tylko własne szaty i otaczające ją sprzęty ale także żagle swojej floty, żeby czuć było z daleka, że królowa przypływa, nie kto inny, już to ze względu na arabskie imię, noszone między innymi przez ukochaną Alladyna w wersji Disneyowskiej (podobno imię to nie ma etymologicznie nic wspólnego z roślina, o której mowa, ale co tam). Poza tym jaśmin jest biały, czysty, świetlisty, jak marzenia o miłości idealnej. No i pachnie. Co miłe - moi znajomi przeważnie wiedzieli, że lubię jaśmin i co roku zdarzał się ktoś, kto mi go bez powodu wręczał. No i wreszcie pamiętna (też już nieco mityczna) impreza jaśminowa, która kojarzy mi się głównie z lampionami w kolorowym szkle, jaśminem w przeróżnych naczyniach i ćmami, usypiającymi nad ranem na po kątach...
Oliwkę odkryłam dużo później. W Podkowie nie ma oliwek. Nie jestem zresztą pewna, że drzewa te serio nazywają się oliwkami, ale z wyglądu mają z nimi sporo wspólnego: te same szarawe, podłużne, twarde, ostro zakończone listki. A wśród ich gęstwiny skromne, kompletnie niewidoczne z daleka żółte kwiateczki. Niby nic, idziesz sobie rano do metra i nagle uderza cię fala słodyczy. To one, te maleństwa. Trzeba się dobrze naprzyglądać, żeby je dostrzec. Jeśli niegdyś chciałam być jaśminem, teraz zaczynam doceniać oliwkę. Jaśmin rozgwieżdża noc z niemałą dozą kokieterii - oliwka rozlewa swoje bogactwa niemal bezwiednie a w każdym razie - bezpretensjonalnie. Jak mawiają Arabowie: Skoro nie możesz być gwiazdą na niebie, bądź lampą w domu. Ech!

1 komentarz: